la isla bonita
Komentarze: 3
Odcięty byłem od pamiętniczka, bo Milejdi dziarsko przygotowuje się do obrony oraz ostatnich egzaminów. Złom będący tylko z nazwy laptopem okupowany jest na okrągło. Tak samo telewizor, bo podobno w nauce najlepiej pomagają seriale na Foxie. Ostatnie tygodnie spędzałem więc na ponownej lekturze trylogii husyckiej Sapkowskiegooraz cyklu o inkwizytorze Piekary. Dziś mam chwilkę dla siebie. Milejdi pojechała na "najtrudniejszy egzamin w Jej życiu". Czwarty w tym miesiącu, jedenasty w ostatnich dwóch latach.
W tym roku chyba nici z wakacji. Znowu. Bo się wkurwiłem i postanowiłem kupić mieszkanie. Nawet z moją ograniczoną wiedzą o rynku nieruchomości zdaję sobie sprawę, że koszty wynajmu nie mają tendencji by maleć. Lepiej więc chyba przymierać głodem na własnym. Pierwsze prognozy wypadły nieźle. Nie dość, że dostaniemy kredyt to nawet dożyjemy ostatniej jego raty. A nawet (co mnie zaszokowało i niezmiernie ucieszyło) zostanie mi jeszcze 156 miesięcy życia po spłacie (statystycznie rzecz ujmując)! I niech ktoś teraz powie, że nie żyjemy w państwie dobrobytu to się wzniecę, zjadę go od łgarzy, a potem jeszcze rozchłestam koszulę i pierdolnę Rejtana w drzwiach. Ogólnie będzie dobrze. Musi być. Z resztą z doświadczenia wiem, że nawet jeśli jest chujowo to i tak potrafię zrobić tak, żeby nie było. Chujowo ma się rozumieć.
No, to tyle o planach na przyszłość, a tymczasem, skoro osiedlowy ogródek piwny jest już czynny, udam się "zażyć spaceru". Peace and love.
Dodaj komentarz