Time is on my side, yes it is
Komentarze: 10
Dziś wspominkowo. Dawno nie sprzedawałem słodkiego pierdzenia o swoim związku z pewną Blond Aferą, więc może dwa słówka o zaręczynach.
Charakterystyczną cechą Sanga jest nieszablonowe działanie. Natomiast charakterystyczną cechą Blond Afery jest wybitna znajomość charakterystycznych cech Sanga. Ma mnie rozpracowanego jak Hiszpanie naszą kadrę przed ostatnim towarzyskim. Gdybym więc silił się na specjalnie oryginalny przebieg zaręczyn, efekt zaskoczenia poszedłby się jebać żółtą ceglaną drogą. Już na etapie skrzętnie ukrywanych przygotowań zaczęłaby coś podejrzewać. Pojawiłyby się pytania, a ja wiłbym się w odpowiedziach jak owsik między pestkami w nocniku czterolatka, który nawpierdalał się niedrylowanych śliwek.
Świadom powyższego postawiłem na szablonowość. Żadnych fajerwerków, wybijających studzienek, karłów przygrywającyh na akordeonie, oddziału Formozy wyskakującego z kabiny prysznicowej z butelką szampana. Ot, ładny widoczek na miasto i zatokę, fajna pogoda, jebnę się na kolanko, wyjmę biżut, sprzedam bajer, Ona powie tak i idziemy na browara. Byłem przekonany, że czegoś tak prostego nie przewidzi. Przewidziała.
Ledwo dotarliśmy na miejsce zdarzenia - niewinnie się przytuliła i całkiem sprawnie, choć niekoniecznie niepostrzeżenie, z szelmowskim uśmiechem, którego mogłem się jedynie domyślać, zaczęła trzepać mi kiermany w spodniach. Trochę Ją zbiło z tropu gdy nic nie znalazła. Bo biżut miałem w kieszeni w koszuli! Ha! Jeden zero dla mnie. I jedziemy dalej - już wiedziałem, że muszę działać na szybkości. No to prędko ustawiam się na dystans, pizd na kolanko, coś tam bąkam pod nosem o milości i wspólnej reszcie życia wsuwając jednocześnie pierścionek na palec i nagle słyszę: "Za duży!" Kurwa! Specjalnie poszedłem z jej pierścionkami do sklepu, żeby mieć pewność, że się wstrzelę. A tu taki chuj! No ale nic. Niecałą sekundę po "za duży" usłyszałem "Tak!" (w sumie jakoś mnie to nie zdziwiło). I spadło ciśnienie. Piwo dla bohatera! Szampan i błonnik dla wszystkich!
Ale za osobistą porażkę biorę fakt, że nie udało mi się Jej zaskoczyć. Twierdzi, że podejrzewała to od dłuższego czasu. Żadnych dowodów, poszlak, podejrzeń. Podobno najzwyczajniej to czuła. Widocznie inaczej się pociłem będąc świadomym niebezpiecznego posunięcia, które miałem zamiar wykonać.
Najważniejsze, że mimo braku elementu zaskoczenia, reszta poszła zgodnie z planem - na kolanko, przemowa, hop na palec, "tak" i na piwo. To jest właśnie jedna z fajniejszyh rzeczy w Mojej Kobiecie - wygląda na typową, zimną, dobrze ubraną, nienagannie odpicowaną, zorientowaną na zaradność ekonomiczną, sztywną, wymuskaną Królewnę. A w rzeczywistości jest fajną, bezpośrednią, wyluzowaną dziewczyną, która przekłada zimną Łomżę i frytki nad obiad i wino w ekskluzywnej restauracji, w której prości chłopcy mojego pokroju czują się tak jakby przyszli tam posprzątać. Po tym właśnie wnoszę, że będzie nam fajnie przez resztę życia.
Tak na marginesie - w dniu powyższej akcji zdarzyło mi się dwukrotnie wymiotować i raz oddać stolec. Co jest najlepszym dowodem na to, że nawet wiecznie wyluzowany jumacz, za którego lubię uchodzić w kręgach towarzyskich, też czasem się stresuje (zwłaszcza gdy rozchodzi się o tak ważkie sprawy).
Jeśli w powyższym tekście znajdują się literówki, błędy ortograficzne i takie tam to przepraszam. Nie mam czasu tego redagować. Kończy mi się pianka, a osiedlowy zamykają o 20stej. Miłość i pokój.
Będzie Pan zadowolony ;)
Będzie Pan zadowolony ;)
Dodaj komentarz