Archiwum 26 lutego 2011


lut 26 2011 Opowiedz mi o smaku chleba razowego z pastą...
Komentarze: 5

Boję się, że skończę jako pierdolnięty. Odkąd pamiętam, w skorupce towarzyskiej zawsze byłem orzeszkiem, który nie lubi wychodzić i spotykać się z ludźmi. Ale teraz moja niechęć do prowadzenia nawet szczątkowego życia towarzyskiego przybiera wymiar patologiczny. Jeśli już gdzieś idę pizdnąć grzdylka, pogadać, zapalić, poznać i pobyć wśród ludzi - robię to tylko w ramach psychicznej higieny. A smutna prawda jest taka, że najchętniej nie wychodziłbym w ogóle z domu. To z pewnością żałosne, ale mój patent na udany weekend to puste mieszkanie, wyłączony telefon, zapas piwa, zieleni i żarcia, książka jakaś, film zajebany z internetu, dobra gra i wczesne kawałki Ike'a i Tiny Turner. Wchodzę do domu po robocie w piątek, wychodzę z domu do roboty w poniedziałek. Rytuał, którego celebracji wyczekuję jak gimnazjalista owłosienia łonowego. I tak niebezpiecznie dobrze mi z tym, że czasami mam poważne obawy, iż skończę jak jakiś pojebany odludek z panicznym lękiem przed opuszczaniem domu, ludźmi i światem. Będę typem, o którym ludzie myślą, że trzyma w domu zwłoki prostytutek, zbiera znaczki i masturbuje się w stroju Kapitana Kirka ze Star Treka. A mimo to nie chcę się zmienić. Radość płynąca z samotności na pewno ma swoją medyczną nazwę i są na to tabletki, ale nie chcę ich brać. Pocieszające jest to, że skoro zdaję sobie sprawę z problemu to może coś z nim zrobię. Albo i nie.

sang-froid-1 : :