Archiwum kwiecień 2010


kwi 21 2010 I’ve Been Jailed And My Phone’s Been...
Komentarze: 3

Odniosłem dziś niewielki sukces. Otóż pewien znany bank, w którym kiedyś zdarzyło mi się posiadać rachunek, z uporem godnym lepszej sprawy od kilku miesięcy próbował wyegzekwować ode mnie zupełnie bezpodstawnie nieuregulowane koszty jego prowadzenia (tego rachunku). I w ostatnim piśmie przegieli pytę. Rozliczenie zadłużenia, termin do spłaty, nieśmiałe przejawy tak zwanej miękkiej windykacji, zakamuflowana wizja postępowania sądowego itp. Bezbrzeżnym stało się me wkurwienie. Postanowiłem zareagować z właściwą sobie klasą. Najpierw się nawaliłem tak, że ledwo byłem w stanie siedzieć przy biurku. Następnie zachowując wszelkie wymogi formalne pisma urzędowego zjebałem całą tą hałastrę po samo dno. Przytaczając liczne przepisy tudzież orzeczenia sądowe przeplatane inwektywami  tak skomplikowanymi, że nawet nie potrafię ich teraz przytoczyć wysmażyłem dwie zgrabne stronki krzyku małego człowieka stawiającego czoło potężnej międzynarodowej instytucji finansowej. Następnie druknąłem mój krzyk, wyszedłem z domu, wyjebałem się na klatce schodowej i spierdoliłem ze schodów na parter, podniosłem i poszedłem na pocztę. Bez większego zdziwienia odebrałem dziś telefon od bardzo kulturalnej pani, która wijąc się w przeprosinach oraz plącząc w wyjaśnieniach zapewniała, że moja sprawa została w trybie natychmiastowym zamknięta i do końca tygodnia otrzymam pismo ze stosowną informacją wraz z jeszcze stosowniejszymi przeprosinami. Tak oto stałem się bohaterem szarego człowieka gnojonego przez molochy bankowe, które myślą, że wszystko im wolno tylko dlatego, że spisują umowy drobną czcionką, a w ich placówkach jest czysto i ładnie pachnie. Zadowolony z siebie jestem niesłychanie skutkiem czego postanowiłem się nagrodzić paczką wafelków pryncypałków i skromnym sześciopaczkiem. Wszak necodziennie zdarza się Dawidowi przecwelować Goliata.

sang-froid-1 : :
kwi 16 2010 Bob Nesta said it best, everything will be...
Komentarze: 5

Doceniono mnie w miejscu zatrudnienia. I to w dość typowy sposób - uznanie dla moich osiągnięć, wyników, zdolności  i zaangażowania wyrażono poprzez zrzucenie na skromnego mnie kupy niezwykle ważnych projektów, za których terminowe wykonanie od wczoraj odpowiadam swoim dziewiczym odbytem. Do kieszeni natomiast nic z tej okazji kurwa nie spłynie. Ale powtarzając za bohaterką "Galerianek" - chuj mnie to. I tak czerpię z tego satysfakcję. Dobrze czasem mieć świadomość, że jest się w czymś dobrym. Poza tym jest to dla mnie zajebista szansa na zdobycie umiejętności, dzięki którym znajdę jeszcze fajniejszą robotę. I nawet nie martwi mnie ta cała presja połączona ze świadomością, że jeśli wszystko spierdolę to wyrżną mi w dupie wielką schizmę. A to pewnie dlatego, że będąc kretynem, niczym chomik za kanapą nie zdaję sobie sprawy z niebezpieczeństwa, na które jestem narażony. A nawet gdybym sobie z tego zdawał sprawę to i tak mój prześwietny ostatnio nastrój nie zostałby zjebany. A to dlatego, że w święta dowiedziałem się, iż w tym roku na Openerze zagra Matisyahu. Się mi robi mokro za każdym razem jak o tym pomyślę. "Live at Stubbs" to najlepszy album na żywo jaki w swoim marnym życiu słyszałem. A jak jeszcze pomyślę o tym, że na Babie Doły mam bliżej niż do Lidla to pała mi sterczy tak, że mógłbym nią skuwać terakotę w kiblu. Kolejny raz przekonałem się o tym, że przeprowadzka do Trójmiasta to jeden z moich najlepszych nieprzemyślanych pomysłów.