Komentarze: 3
Będąc w liceum czas po szkole spędzałem na tyłach sklepu spożywczego paląc tanie fajki z przemytu i pijąc jeszcze tańsze wino, rozmawiając o dupach, kreskówkach, braku kasy i grach komputerowych. I było zajebiście. Każdy dzień wyglądał tak samo i każdy dzień był magiczny. Będąc na studiach spędzałem dni na paleniu śmiesznych papierosów ze współlokatorem i słuchaniu muzyki rozmawiając o dupach, braku kasy i grach komputerowych. I było zajebiście. Każdy dzień wyglądał tak samo i każdy dzień był magiczny. I tylko gdzieś tam z tyłu głowy tliła się myśl, że mi to zabiorą. Wpierdolą w sztywną ramę, przesuną czas pobudki, wymienią garderobę i przedstawią listę obowiązków. I się nie myliłem. Wielki Elektronik przyszedł i powiedział: "Koniec! Dziś znajdziesz robotę, jutro mieszkanie. Pojutrze zaczniesz zapierdalać i płacić rachunki. Założysz konto, ubezpieczysz się, wybierzesz fundusz, zaplanujesz budżet, zaczniesz myśleć o przyszłości, rozpoczniesz karierę i nienaganną historię kredytową i za chuja nie wrócisz do czasów kiedy wszystko było zajebiste i magiczne."
Śmiało mogę stwierdzić, że jestem niedorozwinięty. Niedojrzały, nieprzystosowany emocjonalnie do momentu życia, w którym się znalazłem. Fakt - radzę sobie. Jestem odpowiedzialny, dbam o kobietę, dom, wypełniam obowiązki, w robocie niczym mała zadziorna suczka idę do góry po swoje. Ale coraz częściej odzywa się we mnie ta druga strona, która wyje, że jeszcze za wcześnie, że jeszcze sporo życia zostało do bezproduktywnego strawienia. I źle mi z tym i chujowo. Bo jeszcze nie jestem dorosły...
Liceum powinno trwać siedem lat. Studia osiem. I dopiero potem niech będzie gorzej.