Najnowsze wpisy, strona 5


cze 12 2010 la isla bonita
Komentarze: 3

Odcięty byłem od pamiętniczka, bo Milejdi dziarsko przygotowuje się do obrony oraz ostatnich egzaminów. Złom będący tylko z nazwy laptopem okupowany jest na okrągło. Tak samo telewizor, bo podobno w nauce najlepiej pomagają seriale na Foxie. Ostatnie tygodnie spędzałem więc na ponownej lekturze trylogii husyckiej Sapkowskiegooraz cyklu o inkwizytorze Piekary. Dziś mam chwilkę dla siebie. Milejdi pojechała na "najtrudniejszy egzamin w Jej życiu". Czwarty w tym miesiącu, jedenasty w ostatnich dwóch latach.

W tym roku chyba nici z wakacji. Znowu. Bo się wkurwiłem i postanowiłem kupić mieszkanie. Nawet z moją ograniczoną wiedzą o rynku nieruchomości zdaję sobie sprawę, że koszty wynajmu nie mają tendencji by maleć. Lepiej więc chyba przymierać głodem na własnym. Pierwsze prognozy wypadły nieźle. Nie dość, że dostaniemy kredyt to nawet dożyjemy ostatniej jego raty. A nawet (co mnie zaszokowało i niezmiernie ucieszyło) zostanie mi jeszcze 156 miesięcy życia po spłacie (statystycznie rzecz ujmując)! I niech ktoś teraz powie, że nie żyjemy w państwie dobrobytu to się wzniecę, zjadę go od łgarzy, a potem jeszcze rozchłestam koszulę i pierdolnę Rejtana w drzwiach. Ogólnie będzie dobrze. Musi być. Z resztą z doświadczenia wiem, że nawet jeśli jest chujowo to i tak potrafię zrobić tak, żeby nie było. Chujowo ma się rozumieć.

No, to tyle o planach na przyszłość, a tymczasem, skoro osiedlowy ogródek piwny jest już czynny, udam się "zażyć spaceru". Peace and love.

sang-froid-1 : :
maj 30 2010 cuz I'm a gangsta of love
Komentarze: 6

Postanowiliśmy się rozstać. Definitywnie. Właściwie to  ta decyzja leżała po mojej stronie, ale po tylu latach razem ciężko mówić o jakimś jednostronnym, autonomicznym postanowieniu. To my ją podjęliśmy, nasze czyny, zaniechania, słowa i chwile ciszy. Ja tylko powiedziałem to na głos.

Trochę teraz mi dziwnie. Sięgając w przyszłość czuję lekki strach wymieszany z optymizmem. Tak jak zawsze kiedy czeka mnie coś nowego, wiąże się to z ciężką pracą i brakiem gwarancji, że będzie dobrze. Czasem pojawia się też nutka żalu. Miałem ten brzuch tyle lat, a teraz nagle mam go stracić? Trochę boli świadomość, że rozstając się z nim rozstanę się z częścią siebie. Z tym nowym płaskim nie będę tym samym człowiekiem... Na szczęście zostaną mi wspólne fotografie i za duże portki.


c'est la vie...

sang-froid-1 : :
maj 24 2010 yeah, yeah, my shit's fucked up
Komentarze: 3

W ciągu ostatniego tygodnia zostałem hydraulikiem oraz genialnym wynalzcą. Jedyny chyba plus w wynajmowaniu za kupę kasy sypiącej się rudery to możliwość wyuczenia się wszystkich możliwych fachów. Byłem już elektrykiem, malarzem, gazownikiem, elektromechanikiem i stolarzem. Od dziś jestem również hydraulikiem. Fakt o tyle wart podkreślenia, że jest to jak dotąd pierwsza dziedzina, w której jestem lepszy od swojego starego. W każdej innej zawsze musiałem go pytać jak, gdzie, czym, w którą stronę, czemu buczy jak naciskam itp. A tu proszę - u niego ciekło jak zrobił, a u mnie jak zrobiłem nie cieknie! Ważny się poczułem jakbym skwarkę kurwa lizał. Bez fałszywej skromności dodam, że nawet nie brałem możliwości przecieku pod uwagę. Komuś kto w podstawówce przechodził Super Mario Bros'a na jednym życiu nie mogło nie wyjść.


A co do bycia genialnym wynalazcą - wykombinowałem wczoraj tworzywo twardsze i lżejsze niż kevlar. Jestem po pierwszych próbach - wytrzymuje strzał z kuszy sportowej z odległości 15 kroków. Bełt po prostu się odbił! Połamałem trzy wiertła udarowe próbując przeszyć mój wynalazek wiertarką. W przyszłym tygodniu spróbuję się dostać do jednostki, w której służy kolega ze studiów - jeśli wytrzymam strzał z eswedeszki, kałacha czy innych samopałów, w które wyposażona jest nasza ultranowoczesna matka armia to kontrakt z MONem mam właściwie w kieszeni. A pomyśleć, że próbowałem tylko upiec murzynka...

sang-froid-1 : :
kwi 21 2010 I’ve Been Jailed And My Phone’s Been...
Komentarze: 3

Odniosłem dziś niewielki sukces. Otóż pewien znany bank, w którym kiedyś zdarzyło mi się posiadać rachunek, z uporem godnym lepszej sprawy od kilku miesięcy próbował wyegzekwować ode mnie zupełnie bezpodstawnie nieuregulowane koszty jego prowadzenia (tego rachunku). I w ostatnim piśmie przegieli pytę. Rozliczenie zadłużenia, termin do spłaty, nieśmiałe przejawy tak zwanej miękkiej windykacji, zakamuflowana wizja postępowania sądowego itp. Bezbrzeżnym stało się me wkurwienie. Postanowiłem zareagować z właściwą sobie klasą. Najpierw się nawaliłem tak, że ledwo byłem w stanie siedzieć przy biurku. Następnie zachowując wszelkie wymogi formalne pisma urzędowego zjebałem całą tą hałastrę po samo dno. Przytaczając liczne przepisy tudzież orzeczenia sądowe przeplatane inwektywami  tak skomplikowanymi, że nawet nie potrafię ich teraz przytoczyć wysmażyłem dwie zgrabne stronki krzyku małego człowieka stawiającego czoło potężnej międzynarodowej instytucji finansowej. Następnie druknąłem mój krzyk, wyszedłem z domu, wyjebałem się na klatce schodowej i spierdoliłem ze schodów na parter, podniosłem i poszedłem na pocztę. Bez większego zdziwienia odebrałem dziś telefon od bardzo kulturalnej pani, która wijąc się w przeprosinach oraz plącząc w wyjaśnieniach zapewniała, że moja sprawa została w trybie natychmiastowym zamknięta i do końca tygodnia otrzymam pismo ze stosowną informacją wraz z jeszcze stosowniejszymi przeprosinami. Tak oto stałem się bohaterem szarego człowieka gnojonego przez molochy bankowe, które myślą, że wszystko im wolno tylko dlatego, że spisują umowy drobną czcionką, a w ich placówkach jest czysto i ładnie pachnie. Zadowolony z siebie jestem niesłychanie skutkiem czego postanowiłem się nagrodzić paczką wafelków pryncypałków i skromnym sześciopaczkiem. Wszak necodziennie zdarza się Dawidowi przecwelować Goliata.

sang-froid-1 : :
kwi 16 2010 Bob Nesta said it best, everything will be...
Komentarze: 5

Doceniono mnie w miejscu zatrudnienia. I to w dość typowy sposób - uznanie dla moich osiągnięć, wyników, zdolności  i zaangażowania wyrażono poprzez zrzucenie na skromnego mnie kupy niezwykle ważnych projektów, za których terminowe wykonanie od wczoraj odpowiadam swoim dziewiczym odbytem. Do kieszeni natomiast nic z tej okazji kurwa nie spłynie. Ale powtarzając za bohaterką "Galerianek" - chuj mnie to. I tak czerpię z tego satysfakcję. Dobrze czasem mieć świadomość, że jest się w czymś dobrym. Poza tym jest to dla mnie zajebista szansa na zdobycie umiejętności, dzięki którym znajdę jeszcze fajniejszą robotę. I nawet nie martwi mnie ta cała presja połączona ze świadomością, że jeśli wszystko spierdolę to wyrżną mi w dupie wielką schizmę. A to pewnie dlatego, że będąc kretynem, niczym chomik za kanapą nie zdaję sobie sprawy z niebezpieczeństwa, na które jestem narażony. A nawet gdybym sobie z tego zdawał sprawę to i tak mój prześwietny ostatnio nastrój nie zostałby zjebany. A to dlatego, że w święta dowiedziałem się, iż w tym roku na Openerze zagra Matisyahu. Się mi robi mokro za każdym razem jak o tym pomyślę. "Live at Stubbs" to najlepszy album na żywo jaki w swoim marnym życiu słyszałem. A jak jeszcze pomyślę o tym, że na Babie Doły mam bliżej niż do Lidla to pała mi sterczy tak, że mógłbym nią skuwać terakotę w kiblu. Kolejny raz przekonałem się o tym, że przeprowadzka do Trójmiasta to jeden z moich najlepszych nieprzemyślanych pomysłów.