Komentarze: 6
Najbardziej w badaniach statystycznych lubię to, że wszystkie jednoznacznie wskazują, iż umrę przed swoją przyszłą żoną. I zajebiście. Nie dałbym rady po Jej zejściu. A tak - niech Ona się martwi jak już trafię do pieca. To nie jest tak, że nie potrafię być sam. Ja nie potrafię być bez Niej.
Akurat kilka ostatnich dni spędzam sam. I nie jest to zdrowe. Trzeci dzień z rzędu upierdalam się z wieczora, żeby tylko dać radę zasnąć. W robocie nakurwiam nadgodziny, bo nie mam ochoty wracać do pustego mieszkania. Dieta moja składa się z fajek, piwa, tigerów i tego orzeszka co go przed chwilą znalazłem za laptopem. Jebany był pyszny. Czas organizuję sobie w niebezpieczny sposób.
Na przykład wczoraj, kiedy już się rozkleiłem w ostatniej notce (a zawsze tak mam gdy zapuszczę sobie po pijaku Dusty Springfield), postanowiłem skleić model niemieckiego tygrysa. Miał to być prezent dla syna kuzynki, ale chuj - zadowoli się czekoladą. I kurwa... w trakcie jakoś tak niechcący przykleiłem sobie dłoń do stołu. Próbuję oderwać - skóra idzie razem z mięsem. No to nie oderwę. Myślę: poczekam do rana, jakoś tam przekimam na fotelu, może klej odparuje i puści. Zajarałem szluga, włączyłem tv i siedzę z tym gablem przyklejonym do stołu. Całkiem sympatycznie, nie jest źle. I zachciało mi się srać... Czy jest na świecie drugi idiota, który poszedł postawić figurkę trzymając stół? Chyba jestem jedyny. Dobrze, że przykleiłem sobie lewą, bo podcieram się wyłącznie prawą. No i już będąc w kiblu z tym stołem postanowiłem uwolnić rękę - okazuje się, że klej puści jeśli wylejemy na dłoń trochę domestosa, szamponu, środka do mycia kabin i płynu do płukania. Fakt, dłoń nie wygląda po tym ładnie i boli przy masturbacji, ale przynajmniej nie muszę odpowiadać na kretyńskie pytania w stylu "Na chuj ci ten stół?"
Mnie nie wolno zostawiać na długo samego...