Komentarze: 4
Jest takie piękne święto w lutym. Święto, o którym już niewielu pamięta. Ale dla tych, którzy nadal pamiętają jest ważne. Bo to święto miłości. 6.II - Marleyki.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Jest takie piękne święto w lutym. Święto, o którym już niewielu pamięta. Ale dla tych, którzy nadal pamiętają jest ważne. Bo to święto miłości. 6.II - Marleyki.
Odkryłem przejebitny kanał tv. Nazywa się myZen.tv i nie pokazują na nim nic poza krajobrazami przyrody. Na przykład jakiejś tropikalnej wyspy z białym piaskiem, palmami i jasnoniebieskim oceanem, albo potoku w turbozielonych górach. I to tak sobie leci cały dzień. Żadnych seriali, wiadomości, sportu, teledysków, filmów, teleturniejów, reality show, programów o celebrytach jedzących pastę do zębów na czas i takich tam innych. Nawet reklam nie ma. Z miejsca dotarło do mnie, że odkryłem nowe narzędzie do strzelania relaksu. I to w HD!
Relaks to jedyne w czym jestem naprawdę dobry. Gdyby relaks był dyscypliną sportową, ja byłbym Michaelem Jordanem relaksu. Zmieniłbym grę na zawsze.
Bo relaks jest jak sport. Aby być w tym dobry musi cię to określać. Nie możesz grać w piłkę raz w tygodniu z kolegami z pracy - wtedy nie będziesz piłkarzem. Piłka ma towarzyszyć ci przez cały dzień. Masz obowiązek żyć piłką. Wtedy będziesz piłkarzem. Ludzie widzą takiego na ulicy i mówią "Zobacz tam! To Messi, ten piłkarz!", albo "Zobacz tam! To Tiger Woods, ten jebaka!". Gdyby relaks był sportem, widząc mnie mówiliby "Zobacz tam! To Sang, Motherfucker of Relax!"
Byłbym skończonym chujem z drzazgą pod napletem gdybym nie podzielił się swoją metodą bycia zrelaksowanym cały kurwa czas. Otóż dobrze jest robić kupę przynajmniej dwa razy dziennie. Ale najważniejsze są małe przyjemności. Codziennie trzeba koniecznie zrobić sobie małą przyjemność. Nieważne jaką. Możesz na przykład: zamiast wracać z pracy autobusem, pójść piechotą, posłuchać w tym czasie muzyki, zatrzymać się na ławce przy skwerku, zajarać szluga, wypić multiwitaminę Tarczyna, albo Mountain Dew. Wstań trochę wcześniej i idź pobiegać, to nie musi być jakiś długi dystans, tylko tyle, żeby tlen dał mózgowi kopa. Jak masz zrobić obiad to otwórz sobie browara i przygotuj coś ekstra - jakieś nowe danie, coś dzięki czemu potraktujesz gotowanie jako wyzwanie, a nie obowiązek. Wieczorem zapal lolka ze swoją kobietą i pooglądajcie stare zdjęcia z dzieciństwa, szkoly, ze znajomymi itp. Nawpierdalaj się słodyczy oglądając swój ulubiony film. Wypij kilka piw oglądając w sieci teledyski kapel, za które dałbyś sobie pociąć chuja w plasterki gdy byłeś "młodzieżą". Czytaj przed snem, nie ma lepszego snu, niż ten z książką na klacie, w dłoniach czy gdzie tam zalegnie, gdy odpłyniesz. Pograj chwilę w karty po sieci. Po prostu codziennie rób coś co sprawi, że ten ciężki, niepewny, pełen problemów i obaw dzień miał swój jasny, fajny punkt. Wystarczy pamiętać o dwóch zasadach:
1. Małą przyjemność trzeba sobie robić każdego dnia
2. Mała przyjemność nie jest rozwiązaniem twoich problemów (tak myślą tylko alkoholicy i ćpuny). Mała przyjemność ma ci dać pewność, że jesteś w stanie poradzić sobie z tym całym gównem.
Notka zawierała lokowanie produktu. Do zobaczenia następnym razem gdy przypomnę sobie hasło.
Z niecierpliowścią czekam na jesień. Nie wiem co zajebistego jest w jesieni, ale coś jest. To tak jak z niektórymi kobietami. Niby nie jest jakoś wyjątkowo ładna według przyjętych standardów, ale ma to coś w sobie. I to "to" jast tak bardzo takie, że wszyscy inni zawodnicy też to widzą, więc wiesz, że to "to" to nie jest wytwór twojej subiektywnej percepcji. Jesień jest kolorowa w naturalny, stonowany sposób, dyskretnie pachnie spokojem, ciepłem i lasem. Jesień to kobieta, która ma długie, rude, lekko falowane włosy, nosi dyskretny makijaż, ślicznie się uśmiecha i lubi się dużo ruchać. A najfajniesze w jesieni jest to, że zawsze gdy potrzebuję o czymś powiedzieć, a nie mam pojęcia o czym to zawsze mogę powiedzieć o niej.
- a właściwie to dlaczego do siebie wróciliście? Po tym wszystkim co się stało?
- w sumie to oprócz tego, że ją kocham, reszta powodów jest raczej słaba...
- jaki to na przykład powód?
- kiedy jej drętwi znajomi zapraszają nas na drętwą posiadówę, mogę zostać w domu i pykać na konsoli. Ona idzie sama i usprawiedliwia moją nieobecność brutalnym rozwolnieniem.
- przecież to jest bardzo dobry powód.
Życie wyjebało mi wała. Los napluł w ryj. Miłość kopnęła w jaja. Zaufanie sprzedało mnie za drobne. Sztorm przybierał na sile. Dwie świeczki zgasły. W trzeciej dogasał płomień. Aż pewnego razu...
Dwadzieścia metrów kwadratowych. Odrapane stoły i ławy. Tapeta złazi ze ścian. W kiblu wali tak jakby coś tam się zrzygało, a potem zdechło i rozłożyło. Klientela pod sześćdziesiątkę, szare gęby poorane bruzdami, pracą w stoczni i rozczarowaniami. Barman z mordą herszta zbójów na kupieckim szlaku. Piwo za 3 złote. Pięćdziesiątka żołądkowej za 4 złote. Tak samo śledź, galareta i porcja bigosu. Mecz ekstraklasy na starym Rubinie. I wszędzie popielniczki.
- Tu można palić?
- Nie można. Ale palimy. A jak widzę, że psy idą to zamykam od wewnątrz i czekamy aż pójdą. I jak po Gienka stara przychodzi to dryl ten sam.
Dobiliśmy do przystani.